Na początku tej pracy jest obraz.
Wiele obrazów.
Mówią, że zobaczyć je, to zamieszkać w nich.
Choć postaci, jakie je zamieszkują, bardziej niż zindywidualizowane charaktery przypominają ludzkie prototypy – figury zastygłe w oczekiwaniu, melancholijnie zapatrzone w nieznane, zawieszone w (nie)działaniu, w sobie pogrążone, wyalienowane, często zagubione na tle wielkich pustych przestrzeni – oderwane od miejsca i czasu. Niczym unieruchomione kadry filmu, jakby zatrzymane wpół gestu, obrazy te delikatnie acz nieustępliwie domagają się naszej uwagi zapraszając by z ledwie zasugerowanej narracji snuć własne opowieści…
Jednak głównym tematem spektaklu jest przede wszystkim praktyka patrzenia.
A także – widzenie obrazami i ciągłe odkrywanie ich śladów w otaczającej nas rzeczywistości. Bo przecież zobaczyć je, to zamieszkać w nich.
Spektakl podejmuje próbę skompilowania w swoich ramach sposobów postrzegania i doświadczania sztuk wizualnych (zwłaszcza wydłużonej w czasie ekspozycji) i performatywnych (zdystansowana voyerystyczna obserwacja rozwijających się w czasie scenicznych działań – „żywych” obrazów) wierząc, że okno sceny (analogicznie do „otwartego okna” obrazu) ofiarowuje widzowi możliwość percepcji uwolnionej od zadań i konieczności jaką obciążone jest patrzenie na działanie w teatrze i życiu codziennym.
Bo naprawdę patrzymy na (i dostrzegamy) tylko to, co powstało wyłącznie aby na to patrzeć. Ale …by zobaczyć świat, należy najpierw wykonać lub zobaczyć i zapamiętać jego obraz. To z tego powodu właśnie wychodzimy na scenę dzieląc jednocześnie przekonanie, że sztuka nie jest w stanie zmienić świata, ale tym, co na pewno może zmienić, jest patrzący, i jego relacja ze światem… (Jeff Wall)