Öszibarack subtelnie i z gracją łączą akustyczne brzmienia lekko niepokojącej perkusji z kojąco sączącą się elektroniką, nurzając całość w eleganckiej oprawie basowej aury miękkości. Wielce przekonująca fuzja klimatu chicagowskiego post-rocka i precyzji click-zacięcia niemieckiej elektroniki i krautrocka.
Zdecydowanie świeży powiew na gruncie polskiej sceny nowych brzmień: 10 gwiazdek na 10!!! (www.biuroliterackie.pl)
Istniejąca zaledwie od kilku miesięcy wrocławska formacja już została okrzyknięta jednym z najciekawszych zjawisk na polskiej scenie elektronicznej awangardy. Czerpiąc pełnymi garściami z dokonań muzyki postrockowej i niemieckiej elektroniki, zespołowi udało się stworzyć własne, niepowtarzalne brzmienie. Muzyka Oszibarack jest delikatna, subtelna, zarówno za sprawą “miękkiej” muzyki elektronicznej, jak i niepokjącej perkusji oraz charakterystycznego, pulsującego basu.www.gazeta.pl
Muzyka prezentowana przez Oszibarack jest bez wątpienia oryginalnym zjawiskiem na rodzimym rynku. Brzmienie grupy skupia w sobie zarówno delikatne dźwięki fortepianu, jak i charakterystyczne brzmienia syntezatorów oraz akustyczno-elektryczną sekcję. Rozpiętość brzmień i budzących przez nie skojarzeń jest dość szeroka. Raz delikatnie zaznaczony rytm trąci trochę skojarzeniami ze zwolnionym schaffel sounds z Kolonii, proste rockowe rytmy brzmią jak dosłowne zderzenie Tortoise z brzmieniami berlińskiej elektroniki przyprawione melancholią Radiohead, tworząc niespotykane u nas połączenie klimatów i brzmień. W niektórych fragmentach doszukać się można swoistej emocjonalnej kontry wychodzącej naprzeciw niedawnej fali popularności zarówno electro-popu jak i kapel takich jak Peaches. Emocje równie wzburzone, ale o ileż delikatniej podane i bardziej wysublimowane! Jest w tym trochę pastiszu i przekory wobec głównego nurtu muzyki elektronicznej, który miał zastąpić na początku tego wieku wszystko, co kojarzyło się z “dawnymi czasami żywych wykonawców”. Elektroniczne brzmienia i niepokojąca, trochę mroczna atmosfera, jaka cechuje niektóre z utworów, zbliża ją do muzyki ilustracyjnej. Dużo jest w tej muzyce swoistej “teatralności”. Teatralności, która dzięki przeróżnym dźwiękowym rekwizytom przywodzi trochę na myśl Herberta oddartego z click-house’owej folii, która tak przyjemnie szeleści. Może to efekt surowej produkcji i grających “wprost” instrumentów? Jeśli można przyrównać ten zestaw utworów do spektaklu, to może byłby to spektakl o samotności i pozornej bliskości jaka jest kwintesencją życia artysty na myśl kotkę zaklętą w… mechanicznej pomarańczy, czy może raczej brzoskwini. Jej dziewczęce łkania mogą co poniektórym trochę przypominać… rozkapryszoną dziewczynkę. Zdecydowanie najlepiej wypada, gdy śpiewa bardziej “dorośle” niż w swym “kocim” wdzięczeniu się do odbiorcy. Piotr Nowicki (Gazeta Muzyczna – październik 2004)
Płyta “Moshi Moshi” mogłaby powstać w Londynie albo w Amsterdamie. W Berlinie albo w Paryżu. Powstała we Wrocławiu. To świetny dowód, że muzycznie jesteśmy czasem w Europie. Ciekawe co by sie stało, gdyby miała promocję jak Bjork czy Goldfrapp? Paweł Kostrzewa (Trójka – Polskie Radio)
Nowoczesny electro-pop na światowym poziomie. Na rodzimym gruncie inwencja brzmieniowa Oszibarack daleko pozostawia w tyle konkurencję. Zespół zestawia elektronikę z żywą sekcją rytmiczną i smakowicie zgłębia możliwości analogowych syntezatorów, a wszystko to mieści w ramach zgrabnych piosenek. Liczne, niekiedy parateatralne wokale Patrisii przenikają się z miękkim, przestrzennym transem. Jej filigranowo dziewczęcy głos znany z duetu Husky, na “Moshi Moshi” słychać, iż poszerza ona jego ekspresję. Inspiracje są czytelne: Mouse On Mars, Bjork, Herbert, ale to znak dużej klasy, jeśli korzysta się z nich tak bystro i smacznie jak to czyni Oszibarack. Rafał Księżyk (Aktivist – styczeń 2005)
